|
. . .on éclate en silence>> |
|
 |
Opowieść dla przyjaciela
Halina Poświatowska
"Będę mówić, przyjacielu. Najchętniej milczałabym, ale milczenie nie jest żadnym rozwiązaniem, milczenie nie wyjaśnia nic. A ja usiłuję wciąż na nowo wyjaśnić sobie i tobie, że to, co uczyniłam, nie było zdradą. Nawet wtedy, gdy zapragnęłam umrzeć, nie popełniłam zdrady i nie zawiodłam twojej wiary we mnie. I dlatego, przyjacielu, przeciw twojemu milczeniu będę się bronić słowami. /.../ Zdarzenia, o których chcę ci opowiedzieć, znasz równie dobrze jak ja, moje słowa mają być tylko drogowskazem, który powiedzie cię w znajomym kierunku. Daj rękę, pójdziemy wstecz po naszych wspólnych śladach, pozwól, że poprowadzę cię raz jeszcze."
Bo widzisz, kiedy już będę mogła oddychać, to trzeba będzie żyć, a ja tak bardzo boję się życia.
Drzewa umierają inaczej niż ludzie. Drzewa wyglądają tak, jak gdyby ciszyły się własną śmiercią. Wprawdzie potem będzie wiosna i one odkwitną znowu, ale ty wiesz, że nigdy nie można mieć pewności. No i skąd o tym mogą wiedzieć drzewa? Dla nich na pewno każda jesień jest ostatnia.
(…) my umiemy przecież pięknie czekać, na życie, na śmierć, na cokolwiek…
(…)gdy świat jednocześnie jest i nie jest, gdy jeszcze oddechem, ruchem staramy się zatrzymać to, co bezpowrotnie w nas mija?
(…)chciałeś wiedzieć, w jaki sposób urodził się mój upór, moja miłość, mój ból.
Miłość stała się sprzymierzeńcem. Wyposażyła mnie w odwagę i cierpliwość. Wiedziałam, że muszę wyzdrowieć, i wiedziałam, że gdziekolwiek będę, dosięgną mnie czworokątne kartki papieru(…)
(…)wolniej, wolno, nie musisz się spieszyć, spieszą się tylko głupcy, którzy wierzą, że gdzieś i po coś można zdążyć.
(…)ale te dwa serca razem to samobójstwo, osobno może mielibyście jakieś szanse, razem nie.
Myślałam o tym, jak doskonale ziemia unicestwia to wszystko, co jest człowiekiem: ambicje, pragienia, uczucia; wszystko, co jest ważne, pulsujące życiem, zdobyte i nie zdobyte na równi. Dziwiłam się ludziom, którzy wypełniając codzienne obowiązki nie zwracają uwagi na nieodwołalny kres swej krzątaniny. Śmierć wypełniała moje myśli i tym razem jej atak był celny.
Nie ma chorób nieuleczalnych
Nigdy nie trzeba tracić nadziei
(…)dla mnie jesteś całą ojczyzną, ale tylko dla mnie.
Odnaleźliśmy się w tym samym gorącym pragnieniu, aby odwrócić wytkniety bieg zdarzeń, aby zaprzeczyć światu, który nas skazał na chorobę i przedwczesną śmierć. Nie byliśmy już sam na sam z buntem, z cierpieniem, potęgowanym bolesną kontemplacją. W miłości mieliśmy znaleźć siłę, która wprawdzie nie powróciła nam zdrowia, ale uleczyła naszą chorą wiarę. Wierzyliśmy, że jeśli tylko zechcemy, potrafimy być zdrowi.
Czym są pożegnania, przyjacielu? Jeszcze raz obejmuję spojrzeniem ściany, kolorowe kawałki płótna, wystające grzbiety książek na półce. Myślę poprzez narastający w uszach szum. Czy wszystko pozostanie tak samo, kiedy mnie już nie będzie? Czy książki odwykną od dotyku moich rąk, czy suknie zapomną o zapachu mojego ciała? A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci – zapomną. Nie łudźmy się, przyjacielu, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce. Na ziemi nie ma pustych miejsc.
W ten sam sposób ludzie przywłaszczyli sobie innych ludzi, ograniczyli ich swobodę.
Poprzez szyby samochodu pokazali mi wielkie miasto, stało tam jak tort za szybą cukierniczego sklepu.
Strzeż się słońca, w słońcu tęskni się najbardziej.
Powietrzem także można się upić.
Przyjrzyj się mojej nadziei – jest taka mocna. Nie potrafią jej zniechęcić żadne trudności, nie słucha głosów rozsądku, najbardziej przekonywające argumenty nie są w stanie zachwiać jej pewności.
Kto jeszcz potrafi tak malować ból? Umiejętną dłonią tak pewnie położyć plamę, żeby poprzez wieki świadczyła o słabości Boga i o potędze człowieka? Kto jeszcze samym kolorem uchwyci śmierć w czworokątny zarys ramy, kto namaluje krzyk?
Ty wiesz, przyjacielu, dlaczego powracałam do tych obrazów, dlaczego te właśnie były dla mnie najpiękniejsze.
Upór, przyjacielu, nie uznaje żadnych argumentów i dlatego jest tak nieodparty.
Nie wolno odbierać życia żadnej żywej istocie(…) nie wolno korzystać z niczego, co należy do innego życia.
Jestem sama – wesołe głosy spoza ściany nie docierają do mnie, słońce ukośnie wpadające przez okno na próżno świeci w moje pochylone plecy. Nie czuję ciepła jesiennych, dobrych promieni, nie słyszę śmiechu szczęśliwych dziewcząt, siedzę sama, przyjacielu, w pustym pokoju i boli mnie każda myśl.
Piszę, że słowa ranią bardziej niż milczenie.
Gdyby miłość wystarczyła, przyjacielu, ukochałabym naukę, ale miłość jest niczym bez swoistych uzdolnień i bez największego z talentów – cierpliwości.
Cisza, przyjacielu, rozdziela bardziej niż przestrzeń. Pomiędzy nami wyrosło dziesieć miesięcy złowrogiej ciszy. Ciemniejszej niż ocean, głębszej niż jego skłębione wody. Po oceanie pływają statki, które w pojemnych kajutach przewożą listy, poprzez zachmurzone niebo samoloty przewożą listy zaopatrzone w granatową naklejkę: poczta lotnicza; ale cisza, przyjacielu, nie przynosi słów, cisza zabija nawet myśli.
Ilekroć myślę o nim, zaciskam zęby, tak myślę o nim myśląc o ziemi. Czy stała się przez to żyźniejsza, czy wypiękniała? W miejscu jego śmierci, na urwistym, górskim zboczu, zakwitły małe fioletowe krokusy, zbocze pociemniało od kwiatów, które jeszcze wtedy istniały tylko w wyobraźni tej żyznej, bujnej ziemi. Dlaczego tak hojnie rodzi, czemu bezmyślnie uśmierca? Pytania naiwne, dręczące, na które nikt i nigdy nie znalazł odpowiedzi.
(…)inteligencją należy uprzyjemniać sobie życie, że należy się śmiać.
Za miastem można tęsknić, tak samo jak za człowiekiem. To jest ta sama pamięć bliskich nam rysów, pamięć zapachu i koloru. To jest pamięć dotyku, bo przecież miasto otacza cię zewsząd, przyjazne kamienie podsuwa twoim stopom.
I to jest ważne, ważne, bo miasto nie pozwala ci odejść, nie pozwala ci się zgubić w zbyt ostrym świetle, miasto broni cię przed samotnością.
Muszę wrócić, inaczej nie będę miała odwagi żyć, zbyt daleko jest wszystko, co kocham. Naprawdę można kochać tylko raz.
I nasłuchując tego krzyku zrozumiałam, że tęsknota jest żywiołem, podobnie jak ziemia lub wiatr. To ona nakazała człowiekowi wydrążyć pnie drzew, spuścić je na wodę, to ona przyprawiła skrzydła okrętom. Po co wędrował człowiek z lądu na ląd poprzez złowrogą rozkołysaną wodę? Powiesz, że po chleb, po sukno, po korzenie i pachnące olejki? A ja ci powiem, że to nieprawda, że najpiękniejsza tkanina i najjaśniejszy metal nie sprawiły tego, co źdźbło uczucia napinającego skrzydła ptasie. Mewy na końcu drogi znajdą tylko urwisko skalne, takie samo jak to, które porzuciły. A jednak dla tych skał przemierzają oceany, dla nich niestrudzone dążą tropem okrętu, chwytając w otwarte skrzydła słońce i wiatr.
(…)tęsknota jest najgorszym z głodów i że nie nakarmionym nieuchronnie przynosi śmierć.
Czy słowa potrafią mnie bronić lepiej niż cisza, czy słowami można jeszcze cokolwiek powiedzieć? A jeśli tak, to jakimi słowami? Szukałam ich z trudem, każde oglądałam wiele razy, przymierzałam do nich moją miłość, mój ból.
Kocham życie, przyjacielu, i nawet wtedy, kiedy zraniło mnie tak bardzo, że przez krótką chwilę zapragnęłam umrzeć, nawet wtedy nie popełniłam zdrady. Nie zapominaj, że śmierć była zawsze blisko mnie, zbyt blisko, abym nie przywykła do jej chłodnego, kojącego dotyku, abym nie musiała do niego przywyknąć. Pamiętaj także o tym, że kochałam i że to miłość skazała mnie na śmierć. I przecież jestem, mimo wszystko jestem, mówię do ciebie. Moja jedyna miłość zwyciężyła raz jeszcze, żyję mogę patrzeć na drzewa chwiejące się na wietrze, do moich oczu dobiega daleki błysk latarni. Słyszę szum spienionej wody i czuję, jak w mojej piersi delikatnie uderza najczulszy z wszystkich odmierzających czas instrumentów – serce. Jest jeszcze ciągle słabe, ale bije dzielnie i z wielką cierpliwością przetacza ciepłą krew.
Posłuchaj, przyjacielu, te wszystkie kartki to tylko jego rytm.
|
|
|
 |
|
Edyta Geppert |
Odchodzą tak jak przyszli niespodzianie...
zbyt prędko wypełniają się ich dni...
znów na długo zostajemy sami...
być może trochę lepsi dzięki nim(...)
Ich pieśni ptaki w lasach wciąż śpiewają...
i wieniec ziół rozsiewa pod nich wiatr...
odchodzą stąd, lecz nie -
nie umierają...
sumieniem naszym niespokojnym są...
|
 |
 |
|